Los Angeles

Jakos tak wyszlo, ze jego dlon znalazla sie miedzy jej udami, ale za bardzo krecilo mu sie w glowie, zeby cos z tego bylo i polozyl policzek na jej wilgotnym brzuchu, jednak nie cofajac jeszcze reki.

Westchnela i zaczęła bawić się jego włosami.
- Myslisz, ze bez tej sukienki z kasyna tez ci się to tak spodoba?

Oparl sie na lokciu i prawie rypnal do tylu, bo go alkoholowa grawitacja ciagnela.
- Och, kasyno  cudowne, dziewiec na dziesiec normalnie, ale mysle, ze bez sukienki tez da rade. Wystarczy, ze sie nachylisz.
No nie mogl nie dotknac teraz jej piersi. Dotknac, ha! Ugryzl ja w brodawke.

- Dziewięć?
Przymruzyla oczy.
- Ciekawe w takim razie, co by dostało dziesięć.
Westchnela zaskoczona, kiedy ja ugryzł.

- Dziesiec dostal ten numerek z masazem.
Od niego. Ode mnie dostali dziesiatke za wczorajsze. Z trudem sie od niej teraz odkleil i staral sie usiedziec bez przechylania sie w zadna strone. Czknal.

- Och, taak...
Pokiwala głowa. Chyba podzielala jego zdanie.
- Coś nie tak? - zapytała, kiedy usłyszała czknięcie. - Możemy wracać, jeśli chcesz.

- Niee. - Zamachal reka. - A ty ktoremu dajesz dziesiatke?
Zapalil, za trzecim razem trafiajac plomieniem zapalniczki do czubka fajki.

Zastanowiła się przez chwile.
- Ciężki wybór. Chyba noc przed ślubem. I na samochodzie po drodze do LA.

Przed slubem tez mu sie podobalo. Dowod na to, ze lubi powoli i z nia na gorze.
- Och taaak... Lubisz konkretnie, co?
Usmiechal sie pokretnie.

Spojrzała na niego z uśmiechem.
- Lubię. Czasem lubię pieprzyć ciebie, a czasem kiedy ty pieprzysz mnie.

Miod na jego poraniona dusze po prostu.
- Piekna noc.
A jutrzejszy dzien bedzie jeszcze piekniejszy!

Zapatrzyla się w księżyc odbijajacy się w oceanie.
- Taak, piękna... - powiedziała zamyslona.
Znowu mu podprowadzila fajkę i zaciągnęła się z przyjemnością.

Siedzieli tak dluzsza chwila (dopoki Gilbert nie byl w stanie trzymac jednego pionu, a nie wielu pionow jednoczesnie), a potem zaproponowal, zeby wracali. Dalszy ciag kursu na prawo jazdy?

O rany, znowu? Jasne, czemu nie. Ubrali się i wsiedli do samochodu.

Nie, nie, teraz ona prowadzi, bo on jest kompletnie nawalony. Chichral sie jak idiota.
- Na najblizszym skrzyzowaniu w prawo.
Ekstra, niech sie zmaga teraz z lepka lapa na udzie. Nie, co ja gadam, calowal ja po szyi, a reke od razu wpakowal jej pod sukienke, Boze, spacyfikujcie go.

Wykrecala się jak mogła.
- Przestań, skup się na kierowaniu mnie, bo się zgubimy.
Weź tu walcz z kimś takim!

Trzeci rok walcze.
Odsunal sie niechetnie.
- Okej, okej! Teraz prosto.
Zsunal sie w fotelu i odpalil sobie fajke. Wiatr rozwiewal mu wlosy.

Zasmiala się i zerknela na niego.
- Cierpliwości - powiedziała.
Właściwie to obietnica była.
- Obiecuje ci, że nie pozalujesz bliskiego spotkania z moimi piersiami.
Moze go to troszkę uglaska.

Lypnal na nia sceptycznie, hahah, malolat. Palil, patrzac na chodnik ciagnacy sie wzdluz ulicy.
- W lewo. Kolo jointu z burgerami.
Uparcie na nia nie patrzyl.

Och, obraził się.
- Mhm, jasne.
Skręciła w p r a w o. A to ci psotek!

- Co jest? Gdzie ty jedziesz?
Gdzie ona jedzie?!

Zatrzymała się przy krawężniku.
- Nie denerwuj się, sprawdzam czy pilnujesz, gdzie jadę.
Zawróciła wzorowo i pojechała tak, jak jej wcześniej mówil.

Poslal jej spojrzenie pelne dezaprobaty. Przymknal na chwile oczy, potem udzielil jej ostatecznych wskazowek. Marzyl, zeby rzucic sie w czysta posciel i spac dwa dni.

Zarzadzimy skrót i napiszemy, ze dojechali.
Patrzyła na niego wyczekujaco.
- Och, no nie gniewaj się za ten psikus z droga.
Był pijany, więc mu się wcale nie dziwie, ze o tym marzył.

- Nie gniewam sie.
Trudno gniewac sie na kogos, kto oferuje ci hiszpanski numerek (tako rzecz Houellebecq).
Wszedl do domu mozliwie cicho i az mi sie serce kraje, kiedy pisze, ze jego ojciec siedzial w salonie ze szklaneczka whiskey. Pora na meska rozmowe? No, to Lena moze zmykac na gore.