Las Vegas

- Kto powiedzial, ze nadziei nie mozna kupic.
Pocalowal ja, obejmujac wargami to jedna jej warge, to druga i lekko przygryzajac, tak ze rozmazal cala jej precyzyjna robote, a potem z cichym jeknieciem wpakowal jej jezyk do ust i calowal gleboko.

- Moze i można. Ale nie ode mnie.
Zmartwila się, ze napracowala się na darmo, ale poddała się jego pocalunkom z przyjemnością. Szminka wypadła jej z dłoni do umywalki, a wolne już palce wplotla mu we włosy.

Zaczal podnosic jej sukienke do gory, gdy uswiadomil sobie, ze ten numer mu nie wyjdzie. Odkleil sie od niej.
- Kurwa - rzucil zrezygnowany. 
Byla za dluga. Ale dzieki temu mogla popatrzec, jak pieknie pomalowal sie jej szminka. Prawie jak Heath.

Zachichotala pod nosem.
- Za słaba determinacja?
Bo wiadomo, ze wjazd na ambicje to zawsze najlepszy sposób.

Ujal jej twarz miedzy dlonie, polizal po ustach, a potem znow nameczyl sie jezykiem. Kiedy juz udalo mu sie cos powiedziec, by caly rozgrzany.
- Nie, slonce, po prostu wezmiesz go miedzy cycki.
Wcale nie jak dziwke ja traktuje.

Popatrzyła na niego z oburzeniem.
- A moze tak jakieś "proszę"?
HA HA HA.

Przesunal reke z jej szyi na kark.
- Prosze, wyjdz za mnie - szepnal.
Takie prosze moze byc?

Jęknęła. I weź tu teraz odmów facetowi jakiejś zabawy.
- Och, oczywiście, ze to zrobię - wymruczala mając na myśli jedno i drugie.
Powoli zsunęła jedno ramiaczko sukienki patrząc mu w oczy.

Nie mogl trafic do paska spodni, tak drzaly mu rece, z rozporkiem bylo niewiele latwiej. Pochylil sie i calowal ja mokrymi, lekko pudrowo smakujacymi wargami.

Zsunęła drugie ramiaczko, uwalniając tym samym obie piersi. Złapała pewnie jego penisa, nachylila się i przez chwile lizala go z dużym zaangażowaniem, wreszcie podniosła głowę, posłała mu nieprzyzwoity uśmiech i scisnela go piersiami.
Jak ja opryska sperma, to go zabiję.

Och nie, gdziezby smial.
Poruszal biodrami, dyszac ciezko, ale powoli, i nie mogac oderwac od niej oczu.
- Och, Leeeenaaaa...
Teraz Ty sie naczytasz podnieconych jekow!
- Aaaa... Ach, ach, aaaach!...
I CO, FAJNIE?

NO W CHUJ.
Och, Lena wcale na tym nie poprzestała, bo jej palce, które dociskaly mu jej piersi do penisa od czasu do czasu, niby przypadkiem go po nim muskaly. Och, biedny.
Jednocześnie cały czas na niego patrzyła, ofc.

Zlapal jej twarz miedzy dlonie i lizal, wpychajac jezyk gleboko i napierajac na nia calym cialem, falujac, ruszajac sie do przodu i tylu w rytmie ruchow penisa.

No, jeszcze nie taka znowuż biedna.
Zacisnela mu palce jednej ręki na udzie, a druga poprowadziła jego dłon do swojej piersi, a niech sam dociska!

Och, zaangazowal sie z ochota.
- O kurwa... Och, taaaaaaak, kurwa!...
A potem w sekunde przerwal i odsunal sie od niej na tyle, na ile mogl i, coz, nie zdazyla wziac go do ust, wiec doszedl w swojej dloni, druga reka sciskajac ja mocno za ramie i dyszac jej nad uchem.

Och, szkoda, myślałam, ze zdąży.
Odsunęła się, by na niego spojrzeć. Uśmiechała się z dzika satysfakcja.

- Kurwa, dziewczyno... - wysapal, oplukujac reke pod biezaca woda i wycierajac ja recznikiem. - Skad ty sie wzielas…
To fenomenalne, ale nigdy jeszcze nie spotkal nikogo nawet w polowie tak dobrego. Oni musieli na siebie trafic. M u s i e l i.

Poprawiła szybko sukienkę i wygrzebala z umywalki swoją szminke. Otarła chusteczka ślady po rozmazanym makijażu.
- Skąd? Z twoich fantazji.
Ha! Pewnie, ze musieli!

Zapial spodnie i zeskoczyl na miekkie nogi. Otworzyl drzwi, bo starsze panie zaczely sie juz denerwowac, a co mniej wytrzymali poszli do toalet na pietrze. Gilbert tymczasem wrocil do Leny. Kiedy poprawiala makijaz, stykal sie z nia bokiem.
- Nigdy nie fantazjowalem o czyms takim - wyznal. Nie dopoki jej nie poznal, dokladnie. 
Ludzie przypatrywali mu sie niepokojaco.
- Osz kurwa - mruknal nagle i wierzchem dloni zaczal scierac szminke z warg.

Usmiechnela się i podała mu nawilzona chusteczkę, to jednak dośc trwała pomadka była.
- No widzisz, teraz możesz fantazjować o czym tylko chcesz.
I tak się na wszystko pewnie zgodzi.
Starsze panie podsmiewaly się pod nosem, kiedy Gilbert zmagał się ze swoją twarzą.
- Chodźmy już stad - powiedziała cicho. - Nie mam ochoty wracać do stolika.

Oddal jej chusteczke i obrocil sie przodem do niej, a tylem do lustra.
- Ty to zrob. Ja dobrze nie widze.
Rozchylal zmyslowo usta.

Jedna dłonia przytrzymala mu brodę, a druga delikatnie starla mu wszystkie pozostałości szminki. Och, tak rozchylal te usta, ze miała ogromna ochotę znów go pocałować.
- Proszę - powiedziała i wrzuciła chusteczkę do kosza na śmieci. - A teraz chodźmy.
Wcale nie widać, ze jej się spieszy do wyjścia.

Wcaaaale. Boze, jak bylo po niej widac. Tylko zaostrzala mu apetyt. Spieniezyli reszte gotowki (stratni na prawie tysiaka) i Gilbert zlapal dla nich taksowke. Nie sadze, zeby jechali w ciszy, wiec pozwolisz, ze to zagram.
Polozyl jej reke na kolanie.
- Moge fantazjowac o czym chce?
Wciaz nie mogl uwierzyc. A ponoc posiadanie zony to najgorsze, co moze czlowieka spotkac!

Technicznie rzecz biorąc jeszcze nie była jego żoną. Położyła swoją dłon na jego dłoni.
- Tak, a co w tym dziwnego?
Coś czuła, ze to pytanie jest czymś grubszym podszyte.

Spogladal przez okno, wodzac palcami po ustach.
- Nic. Po prostu nie mialem wczesniej tego komfortu.
Oderwal sie od widokow za oknem (a byly naprawde niezle, mnostwo swiatel i jeszcze wiecej prostytutek), lewa reka zalozyl jej wlosy za ucho, prawa polozyl na udzie i przesuwal w gore po idealnie gladkim materiale.
- A ty mialas? - powiedzial, lizac jej ucho.