Belfrzy w Aussie są tak przydatni jak dwie lewe rękawiczki: w jedną dłoń ciepło, ale drugiej przecież nie utniesz. Jeśli ktoś już ich dopadnie, służą swym bogatym doświadczeniem. Dlatego też ulubioną grą belfrów jest zabawa w chowanego. 1, 2, 3, szukasz Ty!
Nie zapominajcie, że obecność na zajęciach sprawdza się sama, choć nikt nie wie, w jaki sposób. Listy imienne trafiają później do gabinetu dyrektorki. W lecie Ruby robi z nich kolorowe samolociki, a w zimie rozpala nimi w kominku, co mogłaby robić przy użyciu magii, ale lubi patrzeć, jak świat płonie. Im większa frekwencja, tym więcej frajdy!
Belfrzy mają imiona, ale nigdy nie powstał oficjalny ich rejestr. Będziecie musieli zgadywać, bo belfrzy nie mają też zwyczaju przedstawiać się na pierwszych zajęciach. Nie powiedzą Wam, jakie mają stopnie naukowe, to też musicie odgadnąć. Odpowiedzi poprawne nagradzane będą pomrukami aprobaty i pięcioma minutami dumy z własnych osiągnięć. Błędy lub cwaniackie zwracanie się do prowadzącego per pan/pani skutkują poza sezonem strzyżenia owiec obowiązkiem pomocy bibliotekarzowi, a w sezonie pracą prospołeczną na zewnątrz. Nie pytajcie jaką. Tak, właśnie o to chodzi.