Los Angeles

- Co dobro ma z tym wspolnego? Kocham cie, bo podniecasz mnie jak zadna inna kobieta, bo potrafisz sie bronic i nie jest ci obojetne, co sie stanie!
Romans gryfonsko-slizgonski pelna para.

Wreszcie jednak się do niego odwróciła.
- W s z y s t k o.
Skrzywila się lekko.
- Dlaczego tak bardzo temu zaprzeczasz? Jasne, masz wady, każdy je ma, ale... Nieważne, nie musisz mi wierzyć. Chociaż nie - musisz, jestem twoja żoną, do cholery. Nie jesteś złym czlowiekiem.
Zaparla się.
Zaciagala się gniewnie i szybko.

Az go zatchnelo.
- Oczywiscie, ze nie jestem! Ale nie jestem tez dobry, moje dobro mnie nie definiuje! Jestem konformista, Lena! W czym niby mi nie dorownujesz?

- Nie wiem, okej?! Tak się czasem czuje po prostu, jakbym nie była dla ciebie dośc dobra!
Ach, ten jej ogrom wiary w siebie.

Zasmial sie gorzko.
- Nie wiesz? Co to znaczy nie wiem? To jest argument?

Westchnela.
- Czasem się czuje, jakbym to ja była od ciebie młodsza, a nie na odwrót. Nie tylko młodsza, ale tez glupsza... - powiedziała cicho.
Zaczerwienila się, znów odwróciła głowę. Teraz była zawstydzona.

Westchnal i rozmasowal skronie. Zaczerpnal gleboko powietrza, obrocil sie w jej strone i szybko zdjal okulary. Zamarl na chwile w tej pozie, po czym wyrzucil szybko:
- Nie sadzisz, ze to j a powinienem zglosic te uwage?

- Bo?

- Bo z a u w a z y l b y m, gdybys byla...
Poruszyl sie nerwowo w fotelu.
- Nie boje sie tego powiedziec, Lena. Pieprzymy sie i jest swietnie, wzielismy slub, tez swietnie, ale do cholery, powiedzialbym ci, gdyby irytowala mnie twoja glupota.

Patrzyła uparcie na swoje kolana.
- To głupie, tak? Znowu przesadzam z reakcja, prawda?
Cały czas była czerwona na twarzy.

- Tak, to glupie!
Cholera jasna.

- Czyli tak nie uważasz?
Boże, niechże on ja wreszcie dowartościuje, jak można tak w siebie nie wierzyć?

- NIE!
Ekstra. Upije sie do nieprzytomnosci w dniu, w ktorym stworze cierpliwego bohatera.
Rzucil okulary do schowka przy lewarku i pochylil sie, przyciagajac ja gwaltownie za kark i namietnie calujac. Igrzyska Smierci byly zlym wyborem.

Och!
Zaskoczył ja. Myślała, ze jest zdenerwowany. Oderwała się od niego na chwilę.
- Myślałam, ze jesteś na mnie teraz zły.

Wciagnal ja na siebie.
- Nie, nie jestem. Szybko...!
Kurwa, Gilbert. Przyznaj sie, ze lecisz na to, ze cie tak komplementuje.

Jezu, jeszcze mu mało?
- Czy ty chcesz się ze mną znowu kochać?
Nie miała nic przeciwko, tylko się upewniala.

- Tak.
Trzeba bylo tyle nie mowic.

- To świetnie.
Pocalowala go mocno i przylgnęła go niego.

Ich dialogi sa zabojcze.
Rozpial spodnie i predko w nia wszedl.
- Teraz ty mnie.
Co za rownouprawnienie.

Myślę, ze im to pasuje, żadne nie czuje się z tego powodu pokrzywdzone.
- Oczywiście, ze tak. Jakieś specjalne życzenia?
Pytała serio, jeśli ma ochotę na coś specjalnego, niech powie teraz.

Ani wykorzystywane!
Zatrzymal sie z pocalunkami, bo wybila go z rytmu. Myslal napredce.
- Madra jestes, wymysl cos.
Tak, teraz juz widze, ze on umacnia jej pewnosc siebie poprzez seks. Dziwna metoda.

Moze dziwna, ale podejrzewam, ze skuteczna.
Pocalowala go szybko, uśmiechnęła się do niego i na chwile wysunęła go z siebie. Puściła mu oczko i usiadła na nim tyłem. Znów go w siebie wsunela, złapała go za ręce, jedna położyła na swojej piersi, a druga poprowadziła między swoje uda. Ani myślała go puszczać.
Zaczęła powoli, ale rytmicznie poruszać biodrami.
- Czy tak jest dobrze?
Założe się, ze tak.

I w tym momencie z naprzeciwka minal ich samochod. Udajac, ze caluje ja po plecach, Gilbert schowal sie za Lene. Ona nie zamierzala puszczac, a on nie zamierzal sie wyrywac. Naparl na nia piersia, az troche sie pochylila, i poruszal sie tak, ze co jakis czas wypadal mu ruch w przeciwnym kierunku. Prawa reka ujal jej piers, a lewa poslusznie zabawiala ja od przodu.
- Nie oczekuje od ciebie zadnego konkretnego rezultatu. Nie musisz przynosic mi najlepszych stopni ani kupy forsy. Interesuje mnie tylko... czy jestes z siebie zadowolona... - wydyszal jej do ucha.

Hm, w myśl zasady: pewna siebie kobieta to seksowna kobieta?
Lena nie dala się wybić z rytmu mijajacemu ich samochodowi. Westchnela z lubością.
- Ach... Jestem... Czasem mam po prostu gorszy dzień... Mmm...
Nie przyspieszala i nie zwalniała, trzymała cały czas to samo jednostajne tempo.

Super, bo to on przyspieszyl, odchylajac sie i lapiac ja w talii.
- To dobrze, bo nie jestes tylko... ladna dupa... Jestes... moja zona... i dlatego zaslugujesz... na szacunek... bo teraz nikt nie ma prawa... cie pieprzyc... oprocz mnie...
Ja jebie. Przypomnial sobie, gdzie powinien trzymac rece, wiec natychmiast tam wrocily, a on calowal ja po ramieniu.